Komórka Część 3


          Anna wtuliła twarz w poduszkę. Łzy ciekły jej ciurkiem. Znów to zrobiła. Kolejny raz nie zapanowała nad sobą. Czy była złą matką? Może i tak. Wielu by ją w ten sposób oceniło. Jednak czy ktoś z nich, ktoś z oceniających był w jej skórze, musiał podejmować te same decyzje? Wiedziała, że zrobiła źle, ale nie miała wyboru. Tylko w ten sposób mogła ochronić swoje dziecko. Pewnie większość by powiedziała, że jest słaba, ale ona była silna. Poczuła w dłoni wilgoć. To była krew. Klucz ściskała tak mocno, tak zapamiętale, że przecięła nim skórę. Rana zaczynała piec, ale mimo to ściskała go jeszcze mocniej, tak aby wbił się jak najgłębiej we wnętrze dłoni, aby bolało. Chciała się ukarać, chociaż jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie jest do końca winna, że zamknięcie drzwi było konieczne. Nikt nie mógł jej pomóc.
                Straciła poczucie czasu. Mogła trwać w tym stanie kilkanaście minut, lub godzinę. Jednak musiała się wreszcie ogarnąć. Stoczyła się z łóżka i idąc na sztywnych nogach skierowała się do kuchni. Sprawy nie toczyły się tak jak chciała, ale trzeba było żyć. Prać, gotować, sprzątać, przygotowywać posiłki dla córki. Otworzyła drzwi od górnej szafki, tej najwyższej. Tam znajdowała się butelka whisky. Chciała się napić. To by pomogło. Jednak tylko jej, nie córce. Musiała być trzeźwa dla Matyldy, musiała mieć jasny umysł, aby ją chronić. Czy nie ma większego cierpienia niż widok własnego dziecka, które sięga dna? Być może takie cierpienie istnieje, ale Anna się z nim nie spotkała. W tym momencie liczyło się tylko jedno, ochrona córki. Nie ważne co świat by pomyślał, nie ważne co sama myślała, należało postąpić stanowczo. Matylda znalazła się w odpowiednim miejscu, gdzie powinna pozostać tak długo jak trzeba. Dla własnego dobra. Wreszcie zdecydowała, że usmaży naleśniki, w lodówce stał jeszcze nieotwarty słoik z powidłami śliwkowymi. Matylda je uwielbiała, mogła je jeść łyżkami. Naleśniki z powidłami to będzie coś, co załagodzi sytuację. Czy aby na pewno? Oczywiście, że tak. To nie był pierwszy raz, kiedy musiała ukarać córkę, obie wiedziały, że co jest konieczne. Anna zdawała sobie sprawę, że nie złamie córki, że kiedyś polegnie, ale póki żyła, musiała walczyć. Nawet jeśli nie raz słyszała z jej ust, że jest potworem.

Przez chwilę wpatrywała się jak wąska szpara światła między framugą a drzwiami maleje, w ostatniej chwili odwróciła głowę. Usłyszała chrzęst zamka, w którym przekręca się klucz i w tym samym momencie zacisnęła pięści. Usiadła na drewnianej skrzynce po owocach i spojrzała w mrok. Lubiła ten widok.
                Po kilkudziesięciu sekundach, wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że dostrzegła znajome kształty. Za pierwszym razem kiedy matka zamknęła ją w komórce pod schodami, krzyczała i waliła pięściami w drzwi, później już tylko płakała, teraz czuła się tu dobrze. To miejsce ją uspokajało, pozwalało zastanowić się nad tym co zrobiła, albo nie myśleć wcale. Mogła tam marzyć, snuć plany, lub wspominać. Matka jest nie rozumiała, nie chciała zaakceptować. Mimo tego chciała jej zmienić, ale po prostu ukarać. A Matylda nie uważała, że jest zła, nie zasługiwała na karę. Nie zrobiła nikomu krzywdy. Była po prostu trochę inna niż większość dziewczynek w jej wieku. Jak matka mogła ją oceniać, jak świat mógł ją oceniać? Codziennie miliardy ludzi jadły mięso, wielu polowało, a nie musieli się wstydzić. Czy ktoś potępiał żołnierzy lub policjantów, którzy przecież zabijali ludzi? Nie! A matka jej się bała, wstydziła, uważała za złą. Chciała ją ukarać. Trudno, poczeka tu sobie w mroku, kiedyś stąd wyjdzie i będzie wolna, a jeszcze później skończy osiemnaście lat i zdobędzie całkowitą wolność. Wtedy będzie robić co zechce, a nie robiła przecież nic złego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pierwszy post.

Dawno nie pisałem, a lubię to robić. Zdarzało mi się napisać coś, co przypadło komuś do gustu, więc dlaczego się tym nie dzielić? A nóż, k...