Pierwszy post.


Dawno nie pisałem, a lubię to robić. Zdarzało mi się napisać coś, co przypadło komuś do gustu, więc dlaczego się tym nie dzielić? A nóż, komuś się będzie tak nudziło, że tu zajrzy. Ale takie pisanie dla samego pisania, trochę mnie nudzi, a przynajmniej nie sprawia mi wystarczającej radości, aby się zmotywować. Dlatego postanowiłem zrobić mały eksperyment. Chciałbym się pobawić z wami w opowiadanie interaktywne, jeśli macie oczywiście ochotę. Co mam na myśli? Otóż będę wrzucał co jakiś czas kolejne części pewnej narracji i będę pytał o wasze rady. Zarówno na blogu, jak i na facebooku lub gdziekolwiek indziej. W głowie mam zarys tej historii, ale bardzo mglisty, więc wszelkie komentarze będą brane pod uwagę. Oczywiście nie daję żadnej gwarancji, że jeśli postanowicie zamordować jakąś postać, uznacie, że jakiś związek powinien się rozpaść, albo ktoś pójdzie z kimś do łóżka, tak właśnie się stanie, ale wszelkie ciekawe pomysły będę brał pod uwagę. Będę także wdzięczny za wszelkie komentarze dotyczące formy, a także błędów merytorycznych pojawiających się w utworze.
Liczę na was.

Karolina Część 1

Przyglądała się z uwagą młodemu mężczyźnie, który wypakowywał z samochodu kartony i ustawiał je na parkingu. W passacie kombi niewiele pakunków mogło się zmieści, ale wystarczająco dużo, aby doszła do wniosku, że ten przystojniak się wprowadzą na ich osiedle, przynajmniej na kilka tygodni. Cofnęła się w głąb mieszkania, bo spojrzał w jej kierunku. Może nie czuł się obserwowany, może po prostu rozejrzał się, aby złapać oddech chciał spojrzeć na nowe miejsce zamieszkania, ale wolała, aby jej nie zauważył. Nie miała zamiaru wyjść na wścibską babę.  
Jak nikt inny wiedziała, jak bardzo liczy się wizerunek. Właściwie tę wiedzę wyssała z mlekiem matki, a jeśli nie, to przyswoiła ją podczas wychowania. W domu nie zawsze było perfekcyjnie, ale nikt z zewnątrz, łącznie z bliskiminie mógł powiedzieć złego słowa o rodzinie Grażyny, jej matki.  

Pamiętała pewien dzień, miała wtedy piętnaście albo szesnaście lat, w każdym razie chodziła do pierwszej klasy liceum, a ojciec miał trudny okres w pracy i chyba ogólnie w swoim życiu. Co do tego nie miała wiedzy i pewności, jedynie odczucia. Wrócił do domu pijany, nie było to nic niesamowitego, zdarzało mu się zasiedzieć przy piwie z kolegami, ale dopiero dochodziła szesnasta. Musiał urwać się z pracy, aby się upić. Nie był agresywny, raczej wylewny. Jednak matka po kilku minutach, po kilku wymianach zdań, przeszła do awantury.  
Nie kłócili się zbyt aktywnie, zdarzały im się poważniejsze konflikty. Nigdy nie dochodziło do rękoczynów. Właściwie tamtego dnia ojciec był wyjątkowo pokojowo nastawiony. Z czasem doszła do wniosku, że jego załamanie sprawiło, że popadł w pewien stan apatii. To Grażyna atakowała. Wszystko skończyło się wraz z dźwiękiem domofonu. W jednej chwili matka zdębiała. Trwało to kilka sekund. Pchnęła ojca do pokoju, położyła mu palec na ustach i kazała iść spać. Jednak powiedziała to w sposób tak przerażający, chłodny, a jednak zapowiadający wojnę, że ojciec w jednej chwili się poddał. Odebrała domofon i wpuściła jak się okazało swoją starszą siostrę. Rozmawiały przez godzinę, śmiejąc się i komentując ważne i nieistotne sprawy, a ojciec spał w pokoju obok. Karolina przyglądała się matce ukradkiem. Wtedy nie mogła pojąć, jak to możliwe, że w tak krótkim czasie, Grażyna zapomniała o kłótni z mężem. Później w nocy nim zasnęła, analizując wiele zachowań matki, doszła do wniosku, że to nie było nic nadzwyczajnego. Grażyna reagowała tak wielokrotnie, jeśli pojawiał się ktoś spoza domu, ukrywała wszystko co mogło zepsuć pozory idealnej rodziny. Karolina z czasem stała się taka sama.  


Paweł Część 2

Przerzucił łopatą ostatnią porcję ziemi i westchnął ciężko. Zasypanie dużego dołu było jeszcze cięższe niż wykopanie go. Pot lał się z niego strumieniami mimo, że temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni Celsjusza. Dochodziła druga. Cała operacja zajęła mu prawie cztery godziny, a musiał jeszcze zamaskować świeżo zasypaną dziurę. Rozsypał na rozkopanej ziemi sporą porcję nasion trawy, a następnie wszystko przykrył dużą, uschłą, sosnową gałęzią.  
Znajdował się jakiś kilometr od najbliższej drogi, liczył, że nim ktokolwiek się tu pojawi natura całkowicie zatrze ślady. Poza tym, nawet jakby się tu pojawił jakiś przypadkowy spacerowicz, nie miał powodu, aby grzebać w ziemi. Ryzyko oczywiście istniało, ale nie miał wyboru.  

Usiadł za kierownicą wysłużonego passata i odpalił papierosa. Musiał ochłonąć nim ruszy w drogę, w domu czekało go jeszcze pakowanie ostatnich drobiazgów. Chciał wyruszyć w drogę przed dziesiątą, a miał zamiar jeszcze chwilę się zdrzemnąć 
Jak mógł wpakować się tę historię? Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie miał czasu się nad tym zastanowić. Cały czas tylko działał, podejmując instynktowne decyzje. Teraz będzie miał chwilę by porozmyślać i ułożyć sobie wszystko na nowo. Dzięki pomocy Dominika, szybko znalazł mieszkanie w Szczecinie. Zamieszka wystarczająco daleko, aby spróbować zacząć budować inaczej swoje życie, a nie zostawił za sobą zbyt wiele. Właściwie, jakby nie powód jego ucieczki, sytuacja wydawała się nader korzystna. Powinien wcześniej pomyśleć nad tym, aby spakować wszystko co posiada, czyli niewiele i ruszyć na drugi koniec Polski, w rodzinnych stronach już nic go nie trzymało.  

Komórka Część 3


          Anna wtuliła twarz w poduszkę. Łzy ciekły jej ciurkiem. Znów to zrobiła. Kolejny raz nie zapanowała nad sobą. Czy była złą matką? Może i tak. Wielu by ją w ten sposób oceniło. Jednak czy ktoś z nich, ktoś z oceniających był w jej skórze, musiał podejmować te same decyzje? Wiedziała, że zrobiła źle, ale nie miała wyboru. Tylko w ten sposób mogła ochronić swoje dziecko. Pewnie większość by powiedziała, że jest słaba, ale ona była silna. Poczuła w dłoni wilgoć. To była krew. Klucz ściskała tak mocno, tak zapamiętale, że przecięła nim skórę. Rana zaczynała piec, ale mimo to ściskała go jeszcze mocniej, tak aby wbił się jak najgłębiej we wnętrze dłoni, aby bolało. Chciała się ukarać, chociaż jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie jest do końca winna, że zamknięcie drzwi było konieczne. Nikt nie mógł jej pomóc.
                Straciła poczucie czasu. Mogła trwać w tym stanie kilkanaście minut, lub godzinę. Jednak musiała się wreszcie ogarnąć. Stoczyła się z łóżka i idąc na sztywnych nogach skierowała się do kuchni. Sprawy nie toczyły się tak jak chciała, ale trzeba było żyć. Prać, gotować, sprzątać, przygotowywać posiłki dla córki. Otworzyła drzwi od górnej szafki, tej najwyższej. Tam znajdowała się butelka whisky. Chciała się napić. To by pomogło. Jednak tylko jej, nie córce. Musiała być trzeźwa dla Matyldy, musiała mieć jasny umysł, aby ją chronić. Czy nie ma większego cierpienia niż widok własnego dziecka, które sięga dna? Być może takie cierpienie istnieje, ale Anna się z nim nie spotkała. W tym momencie liczyło się tylko jedno, ochrona córki. Nie ważne co świat by pomyślał, nie ważne co sama myślała, należało postąpić stanowczo. Matylda znalazła się w odpowiednim miejscu, gdzie powinna pozostać tak długo jak trzeba. Dla własnego dobra. Wreszcie zdecydowała, że usmaży naleśniki, w lodówce stał jeszcze nieotwarty słoik z powidłami śliwkowymi. Matylda je uwielbiała, mogła je jeść łyżkami. Naleśniki z powidłami to będzie coś, co załagodzi sytuację. Czy aby na pewno? Oczywiście, że tak. To nie był pierwszy raz, kiedy musiała ukarać córkę, obie wiedziały, że co jest konieczne. Anna zdawała sobie sprawę, że nie złamie córki, że kiedyś polegnie, ale póki żyła, musiała walczyć. Nawet jeśli nie raz słyszała z jej ust, że jest potworem.

Przez chwilę wpatrywała się jak wąska szpara światła między framugą a drzwiami maleje, w ostatniej chwili odwróciła głowę. Usłyszała chrzęst zamka, w którym przekręca się klucz i w tym samym momencie zacisnęła pięści. Usiadła na drewnianej skrzynce po owocach i spojrzała w mrok. Lubiła ten widok.
                Po kilkudziesięciu sekundach, wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że dostrzegła znajome kształty. Za pierwszym razem kiedy matka zamknęła ją w komórce pod schodami, krzyczała i waliła pięściami w drzwi, później już tylko płakała, teraz czuła się tu dobrze. To miejsce ją uspokajało, pozwalało zastanowić się nad tym co zrobiła, albo nie myśleć wcale. Mogła tam marzyć, snuć plany, lub wspominać. Matka jest nie rozumiała, nie chciała zaakceptować. Mimo tego chciała jej zmienić, ale po prostu ukarać. A Matylda nie uważała, że jest zła, nie zasługiwała na karę. Nie zrobiła nikomu krzywdy. Była po prostu trochę inna niż większość dziewczynek w jej wieku. Jak matka mogła ją oceniać, jak świat mógł ją oceniać? Codziennie miliardy ludzi jadły mięso, wielu polowało, a nie musieli się wstydzić. Czy ktoś potępiał żołnierzy lub policjantów, którzy przecież zabijali ludzi? Nie! A matka jej się bała, wstydziła, uważała za złą. Chciała ją ukarać. Trudno, poczeka tu sobie w mroku, kiedyś stąd wyjdzie i będzie wolna, a jeszcze później skończy osiemnaście lat i zdobędzie całkowitą wolność. Wtedy będzie robić co zechce, a nie robiła przecież nic złego.

Kac Część 4

Marek obudził się z potężnym kacem. Właściwie był jeszcze trochę pijany. Rozejrzał się po pokoju szukając piwa bezalkoholowego. Strasznie go suszyło, a nie chciał zaczynać poranka od wlewania w siebie kolejnych procentów. W sumie nawet nie wiedział, która jest godzina, z za zasłon dochodziło słabe światło. Wyglądało na to, że jest wcześnie rano, ale równie dobrze mogło dochodzić południe, a niebo po prostu zakrywały chmury.
Zaczął po omacku szukać telefonu. Zazwyczaj kładł go, a raczej rzucał gdzieś na łóżku. Nie pamiętał momentu, w którym się położył. Właściwie pamiętał pierwsze dwa piwa, które wypił, reszta ukrywała się pod bólem głowy i zamroczeniem. Wreszcie go znalazł, dochodziła szósta, a więc nie było tak źle, dzień mu jeszcze nie uciekł.
Powoli usiadł. Spał w bokserkach i podkoszulku, więc był w stanie się rozebrać przed zaśnięciem, to był dobry znak. Spodnie i bluza leżały zmięte w kącie, obok szafy, skarpetki w nogach łóżka. Wciąż jednak nie widział puszki piwa, które przygotował sobie dzień wcześniej. Z tego co pamiętał postawił ją przy lampce nocnej, ale nie miał co do tego pewności. Może je wpił wczoraj? I nagle dostrzegł puszkę. Leżała pod kaloryferem, musiał wstać.  
Kiedy zrobił pierwsze kroki, pomyślał, że głowa mu pęknie, ale pragnienie było silniejsze. Wreszcie triumfalnie uniósł puszkę. Otworzył ją i wtedy piana prysnęła mu w twarz i zalała dłonie. Przez moment był zdezorientowany, ale po chwili wlał w siebie sporą zawartość złocistego trunku. To było wspaniałe uczucie.  
Po kilkunastu minutach zaczął dochodzić do siebie. Zdążył przejrzeć telefon w poszukiwaniu, połączeń, smsów, lub zdjęć, które pomogłyby odświeżyć wspomnienia. Nie znalazł nic, żadnych śladów. Nie dzwonił po taksówkę, ale przecież mógł wziąć jakąś stojącą na ulicy i czekającą na klientów. Obejrzał spodnie i bluzę, były czyste, nic go nie bolało, poza głową i żołądkiem, ale to było naturalne. Wreszcie zajrzał do portfela. Przed wyjściem miał ze sobą sto pięćdziesiąt złotych w gotówce, na wszelki wypadek gdyby nie mógł korzystać z karty. Pieniądze były nietknięte.
Jednak coś przykuło jego uwagę, w przegródce, poza kartą rabatową do pobliskiej budy z Kebabem, znajdowała się biała wizytówka. Wyciągnął ją i obejrzał. Papier posiadał dziwną fakturę, to nie był byle jaki produkt. Na rewersie znajdował się dziwny wzór, który skojarzył się Markowi z drzewem, ale równie dobrze mógł przedstawiać jakieś abstrakcyjne połączenie linii. Odwrócił ją powoli, liczył, że informacja na niej zawarta coś mu powie, ale z drugiej strony, obawiał się, że może dowiedzieć się z niej czegoś nieprzyjemnego. Na przykład tego, że wydał gdzieś dużo pieniędzy, albo odwiedził miejsce, z którym nie chciałby być kojarzony.
Nic z tych rzeczy. Czarną, prostą czcionką było wydrukowane imię i nazwisko i adres strony internetowej. Filip Niemiejski i www.filipniemiejski.com. Nie mówiło mu to kompletnie nic.

Minęło trochę czasu niż wziął prysznic i doprowadził się do porządku. Wreszcie usiadł przed laptopem i postanowił zerknąć na stronę na wizytówce. Strona okazała się surowa, niezwykle minimalistyczna, ale jednocześnie elegancka. Biel i czerń, podobnie jak na wizytówce, w tle symbol niby drzewa, żadnych informacji o Filipie Niemiejskim, o tym czym się zajmuje. Jedynie dwie zakładki. Kontakt, oraz doradztwo.
- Co za doradztwo? Personalne, kredytowe, co za gość, robi taką stronę? – powiedział do siebie.
                Kliknął zakładkę, która przeniosła go do nowego okna. Oczywiście nie znalazł tam żadnych konkretnych informacji. Znów minimalizm i kilka zdań, które nie wyjaśniały prawie nic. Tekst brzmiał: „Jeżeli znalazłeś się na tej stronie, oznacza to, że otrzymałeś moją wizytówkę i potrzebujesz porady. Nie krępuj się, zadzwoń pod mój numer, lub wyślij maila, a ja skontaktuję się z tobą”.
- Co to kurwa ma być?!
                Marek już wiedział co zrobi z tajemniczą stroną. Zamknął ją i wszedł na facebooka by zerknąć co się dzieje na świecie i wśród znajomych, był przekonany, że jeśli ktoś reklamuje się w taki enigmatyczny sposób, to lepiej nie nawiązywać z nim kontaktu. To musiał być jakiś naciągacz, albo co gorsza, ktoś zajmujący się czymś nielegalnym, a nie miał zamiaru się wikłać w podobne sprawy.

Pierwszy post.

Dawno nie pisałem, a lubię to robić. Zdarzało mi się napisać coś, co przypadło komuś do gustu, więc dlaczego się tym nie dzielić? A nóż, k...